Wiadomości - Aktualności
Staszów: Dramat w Vestio. 100 osób już zwolnionych
Dodał: MCK Data: 2008-12-20 12:23:58 (czytane: 3791)
Jedna z najważniejszych firm w Staszowie pozbywa się majątku i zwalnia pracowników.
Ponad 100 osób już otrzymało wypowiedzenia umów o pracę.
Vestio, staszowska firma odzieżowa, zatrudniająca 400 osób, prawdopodobnie zostanie zlikwidowana. Jedna czwarta załogi już otrzymała wypowiedzenia, kolejne zwolnienia to kwestia dni. - To efekt kryzysu - tłumaczą władze spółki.
Staszowskie Vestio mogłoby być potentatem na rynku odzieżowym, bo możliwości produkcyjne firmy odzieżowej to 450 tysięcy sztuk garniturów rocznie. - Moglibyśmy zaspokoić potrzeby czterech spółek typu Vistula - mówi Stanisław Oszczypała, prezes zarządu Vestio. Mogliby, ale problem w tym, że nie ma komu ich sprzedać.
NIE MA KOMU SPRZEDAĆ
Główny, jeżeli nie jedyny, odbiorca produktów Vestio zrezygnował z usług staszowskiej firmy. Zarząd nie widząc realnych szans, wystawił zakład na sprzedaż, szykują się masowe zwolnienia. Już teraz ponad 100 osób otrzymało wypowiedzenia umów o pracę. Pozostali pracownicy łudzą się nadzieją na cud, ale wydaje się, że kolejne cięcia to tylko kwestia czasu. Jeżeli firma nie podpisze korzystnego kontraktu, zniknie z mapy gospodarczej w połowie przyszłego roku.
Na sprzedaż wystawiono wszystko, co jest w posiadaniu firmy, kompletne wyposażenie hali produkcyjnej oraz wszystkie nieruchomości. Wszystkiemu winien, zdaniem prezesa firmy, poważny kryzys na rynku. Skutkiem tego kryzysu jest brak jakichkolwiek kontraktów na sprzedaż wyrobów. - Musimy zakończyć działalność - mówi krótko Stanisław Oszczypała. I nie pozostawia najmniejszych złudzeń. Do tej pory ponad sto osób z czterystuosobowej załogi Vestio otrzymało wypowiedzenia umów o pracę. Kolejne są kwestią dni. Chcieliśmy porozmawiać na ten temat, jednak prezes spółki nie widział sensu jakiekolwiek rozmowy. - Jeżeli wymyśli pan coś nowego, to niech pan przyjdzie - odparł prezes na prośbę osobistej rozmowy.
LUDZIE? TEMAT OTWARTY
- A co z ludźmi, majątkiem firmy? - pytamy. - Jeżeli majątek uda się szybko sprzedać, wówczas zakład ogłosi likwidację, jeżeli nie, wówczas będzie to upadłość. Jeżeli chodzi o ludzi, to pytanie jest dla mnie otwarte. Ludzie są zatrudnieni tak długo, jak długo są potrzebni. Jeżeli nie są potrzebni, to przynoszą dodatkowe straty - mówi prezes Oszczypała.
Czy zatem w tym przypadku to pracownicy przyczynili się do tego, że zakład ma przestać istnieć? Okazuje się, że nie, choć prezes odsyła do stosowanych aktów prawnych, które uzasadniają zamknięcie zakładu i zwolnienie całej załogi, w tym przypadku 400 pracowników. Co gorsze nie ma dla nich alternatywy. Wszakże w Vestio byli wicewojewoda Piotr Żołądek oraz marszałek Adam Jarubas, jednak rozmowa była jedynie zapoznaniem się z sytuacją w firmie. - Zostali o wszystkim poinformowani, mam ich wizytówki i kropka - mówi Oszczypała. Dodaje, że sprawa trwa, jednak nie wie, czy przedstawiciele władz wojewódzkich mają podjąć jakiekolwiek kroki w tej kwestii.
NIE MA RATUNKU...
Pracownicy spółki nie są zbyt rozmowni. - A co możemy poradzić, jest źle, nie ma komu sprzedać i tyle. Kto się nami będzie przejmował - mówi jedna z pracownic zakładu.
Pogodzili się z plajtą zakładu? - Na pewno się nie pogodzili. Pomimo tych wypowiedzeń, cały czas załoga ma nadzieję na podpisanie kontraktów i na dalszą pracę - mówi Małgorzata Urban przewodnicząca zakładowej "Solidarności”. Dodaje, że kontrakt nie został zawarty, ponieważ główny odbiorca proponował 30 procentowe obniżenie cen sprzedaży.
- Przegraliśmy z konkurencją - mówi prezes Vestio. - Jest kryzys i odbiorcy szukają tańszej alternatywy. Tak samo jak w Polsce szyje się na Ukrainie czy w Białorusi, jednak tam cena siły roboczej jest zdecydowanie niższa. W tym tkwi nasz problem - przekonuje.
Czy władze firmy widzą jakąkolwiek szansę na uratowanie zakładu. - Nie wiem - mówi na początku prezes spółki. Po chwili dodaje, że wyjściem z sytuacji mogłoby być pozyskanie opłacalnych zleceń lub inwestor, który kupi zakład i znajdzie rynki zbytu. Wówczas firma mogła by dalej działać. - Trzeba, żeby taki człowiek, powiedzmy jak pan przyszedł, kupił, a tanio sprzedamy i kontynuował produkcję - mówi prezes Oszczypała.
Marcin Jarosz
Komentarze (0)
Uwaga: Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Za wypowiedzi naruszające prawo lub chronione prawem dobra osób trzecich grozi odpowiedzialność karna lub cywilna. IP Twojego komputera: 3.16.76.43