Wiadomości - Aktualności
Staszów: Mają dosyć alkoholików
Dodał: MCK Data: 2007-06-20 16:46:12 (czytane: 4937)
Grupa alkoholików terroryzuje mieszkańców bloku przy ulicy Jana Pawła II w Staszowie. Władze twierdzą, że są bezradne...
Mieszkańcy bloku socjalnego przy ulicy Jana Pawła II w Staszowie są na
skraju rozpaczy. Codziennie grupa alkoholików wszczyna awantury i
załatwia swoje potrzeby gdzie popadnie. Na klatce, przed drzwiami,
przez okno. I nie ma na nich rady...
Przy ulicy Jana Pawła II w
Staszowie stoi "samotniak”. Jest to blok socjalny, w którym mieszkają
zarówno starsze osoby, matki z dziećmi, jak i notoryczni alkoholicy,
którzy na oczach dzieci obnażają się, urządzają orgie i odgrażają się
sąsiadom. - Jak mamy tutaj żyć? - pytają mieszkańcy bloku.
Aż trudno uwierzyć, że w tym samym budynku mieści się Muzeum Ziemi
Staszowskiej, do którego zaprasza się turystów. Niemal codziennie nad
ranem przez okna z pięter fruwają fekalia. Pijani lokatorzy, nie mając
kluczy do łazienki, robią pod siebie albo do wiaderka i… przez okno. Na
korytarzu brud i smród. Do niektórych pokoi nie da się wejść, bo fetor
wywołuje wymioty. Na klatkach schodowych plamy z moczu i kału.
-
Pamiętam, jak kilkanaście lat temu wprowadziliśmy się z mężem. Było
czysto, ładnie, a przed blokiem mały ogródek - wspomina mieszkanka
jednego z pięter. Ale teraźniejszość jest zupełnie inna, wręcz
koszmarna. Naprzeciw bloku jest przedszkole i bardzo często dzieci,
bawiąc się na placu, słyszą wyzwiska i widzą, jak w XXI wieku dorośli
załatwiają swoje potrzeby na ich oczach.
Mieszkańcy nie mogą
wytrzymać takich warunków. - Codziennie rano nie da się przejść
korytarzem, bo można zwymiotować. Policjanci, którzy przyjeżdżają na
liczne wezwania, zakładają rękawice na dłonie, żeby nie dostać jakiegoś
paskudztwa. Pijani lokatorzy dorobili kilka kluczy dla swoich
"kolegów”, do niektórych drzwi wcale nie trzeba ich dorabiać, bo
zostały wyważone - opowiadają.
Mieszkańcy poszczególnych pięter boją
się rozmawiać. Dopiero w jednym z pokoi kilka osób decyduje się
opowiedzieć o "przygodach”.
- Tego nie da się opisać, co się
tutaj dzieje od kilku miesięcy. Są osoby w tym bloku, które mają
problem z alkoholem, ale jeszcze nikomu nie ubliżyły, są spokojne. Jest
jednak kilku "nowych”, którzy "po pijaku” są w stanie zrobić niemal
wszystko - mówią.
Dalej mieszkańcy podają przykłady pobić, orgii
urządzanych nawet na korytarzu oraz swobodnego załatwiania swoich
potrzeb w dowolnym miejscu. - Środek dnia, młode dziewczyny idą
chodnikiem, a palant na parterze pokazuje przez otwarte drzwi na
balkonie swoje genitalia. A po drugiej stronie przedszkole - mówią
zbulwersowani.
Notoryczni alkoholicy nie mają kluczy do
łazienek, bo nikt nie chce po nich sprzątać. Z tymi, którzy odważyli
się o tym powiedzieć, rozmawiamy po cichu w jednym z pokoi. Okna są
zamknięte i pozasłaniane. Nikt nie chce podać swojego nazwiska, bo
oznaczałoby to tylko kłopoty. Nawet nagranie rozmowy jest problemem. -
A dziwi się pan? Jak się jeden dowiedział, że zadzwoniliśmy na policję,
to krzyczał, że obleje drzwi benzyną i spali - mówi jedna z kobiet.
Groźby
są chlebem powszednim. Nawet policjanci rozkładają ręce, bo niewiele
mogą zrobić. - Nie chcemy ich tutaj mieć, boimy się o własne dzieci, o
samych siebie - mówią mieszkańcy feralnego bloku.
Wszystko dzieje
się wśród normalnych rodzin, które starają się żyć jak inni. - Wstyd
się przyznać, gdzie się mieszka. Moją siostrę kilka dni temu zaczepił
mężczyzna w samochodzie i spytał, czy też mieszka w tym burdelu -
opowiada jedna z kobiet.
Urzędnicy, zarządcy, nawet policjanci
rozkładają bezradnie ręce. Jak to jest, że kilku alkoholików "trzęsie”
tym blokiem. Zarządcą tego budynku jest Przedsiębiorstwo Gospodarki
Komunalnej i Mieszkaniowej w Staszowie. Mariusz Zdeb, prezes spółki,
mówi, że nie ma możliwości, żeby spółka mogła przenieść uciążliwych
lokatorów z tego miejsca. - Ta sytuacja jest katastrofalna, ale nie
możemy nic w tej sprawie zrobić, oprócz próśb kierowanych w stronę
rozrabiających lokatorów - mówi prezes. Dodaje, że próby komunikacji
wyglądają najczęściej tak, że osoby, do których się mówi, mają spory
problem z poruszaniem się o własnych siłach.
Urząd Miasta i
Gminy w Staszowie na razie nie ma pomysłu, jak wybrnąć z tej sytuacji.
Prawo lokalowe zmieniło się na tyle, że niezależnie od tego, czy ktoś
płaci czy nie, to gmina ma obowiązek zapewnić mu lokal. Nie wolno
nikogo wyrzucić na bruk.
Dzielnicowy jest na każde wezwanie,
wystawia mandaty, ale oprócz tego nie może nic zrobić. - Mandaty,
owszem, ci ludzie przyjmują, ale co z tego, skoro ich nie zapłacą?
Przecież nic nie mają - mówi Ireneusz Kwiecjasz, dzielnicowy tego
terenu.
Marcin Jarosz
Komentarze (0)
Uwaga: Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Za wypowiedzi naruszające prawo lub chronione prawem dobra osób trzecich grozi odpowiedzialność karna lub cywilna. IP Twojego komputera: 18.119.131.178